czwartek, 9 grudnia 2010

Nieprawdopodobne a prawdziwe!

Fakty poza barierą racjonalizmu 
(Fenomen Joasi Gajewskiej z Sosnowca)

Post ten jest poświęcony głośnemu, polskiemu fenomenowi telekinetycznemu z lat 80-tych ubiegłego wieku, Joasi Gajewskiej z Sosnowca. Zjawisko to zostało szeroko opisane w książce Anny Ostrzyckiej i Marka Rymuszki Nieuchwytna Siła a kilka stron na jego temat zostało umieszczone w sławnej książce Brouhtona Parapsychologa. W tekście tym opisuję najważniejsze wydarzenia związane z badaniami naukowymi fenomenu Joasi prowadzonymi przez zorganizowany przeze mnie zespół naukowców trzech śląskich uczelni.

        Po raz pierwszy zjawisko telekinezy pojawiło się w otoczeniu Joasi w nocy z 4 na 5 kwietnia 1983 r. Od tej nocy zjawisko systematycznie lub okresowo się nasilało. W ciągu kilku najbliższych lat przybierało coraz to nowe formy. Wiadomość szybko obiegła Polskę a w niedługim czasie także wiele krajów świata. Ludzie wszędzie w takich sytuacjach reagują na ogół podobnie: choć są zaciekawieni, to jednak nie wierzą w wydarzenia, które burzą ich dotychczasowe poglądy na świat. Niektórzy są wrogo nastawieni, jak na przykład przybyły do Joasi lekarz pogotowia, który pyta, kto w rodzinie chorował psychicznie a inni podejrzewają nieczyste intencje a nawet zwykle oszustwo rodziców dziewczynki. Ponieważ występowanie zjawisk telekinetycznych wokół Joasi często poprzedzane było złym samopoczuciem dziewczynki: bólami głowy, uczuciem rozdrażnienia czy ogólnego rozbicia i zmianami temperatury ciała, matka parokrotnie wzywała do dziecka pogotowie. Zwykle lekarze rozpoczynali badanie od mierzenia ciepłoty ciała, a zdarzało się, że kilkakrotnie temperatura ciała dziewczynki przekraczała 39 a nawet 40oC. Ponieważ poza gorączką lekarze nie stwierdzali innych objawów schorzenia, często dziecko i rodzinę posądzali o nieokreślone działania histeryczne lub roszczeniowe.
Pod ich domem zbierał się  tłum. Gapie wyczekiwali na ulicy, zaczepiali, pukali do drzwi... Sprawa stała się głośna nie tylko na Śląsku ale także w szerokich mas media. Zjawisko przyciągało też wszelkiej maści ezoteryków, egzorcystów, radiestetów i dziennikarzy. M.in. pojawili się prof. Lech Radwanowski i dr Jerzy Sosnowski z Polskiego Towarzystwa Biocenotycznego. Przeprowadzili parę drobnych eksperymentów parapsychologicznych, które utrwalili optycznie. Wykonali sobie szereg własnych zdjęć w towarzystwie Joasi i zaczęli głośne występy na ten temat w kraju i za granicą. W efekcie w krótkim czasie pojawili się u rodziców dziewczynki przedstawiciele Polonii z propozycją obwożenia dziecka wraz z matką, jako słynnego fenomenu telekinetycznego po świecie.
Kiedy informacje te dotarły do słynnej polskiej aktorki a później aktywnej działaczki na rzecz medycyny naturalnej i niekonwencjonalnej, Lucyny Winnickiej, po zapoznaniem się ze sprawą, a przede wszystkim z obawami, czy dziwne właściwości Joasi nie mogą być spowodowane poważną chorobą, zwróciła się w tej sprawie do mnie. Znała mnie jako specjalistę chirurgii i rehabilitacji, ale jednocześnie także gorącego zwolennika medycyny naturalnej i niekonwencjonalnej, jednego z pionierów polskiej akupunktury w okresie powojennym, ponadto zwolennika i badacza bioenergoterapii, człowieka przez wiele lat żywo zainteresowanego psychotroniką.
            Po konsultacji ogólnolekarskiej i wielu konsultacjach specjalistycznych  powołałem międzyuczelniany zespół naukowy do badania fenomenu telekinetycznego Joasi Gajewskiej, zgodnie z zasadami współczesnej nauki. Ponadto przez okres niemal trzech lat sprawowałem stałą opiekę lekarską nad stanem zdrowia Joasi. Od tego czasu występujące w jej otoczeniu zjawiska telekinetyczne systematycznie badali lekarze i naukowcy. Joasię poddawaliśmy zarówno specjalistycznym badaniom lekarskim jak i wielu testom biofizycznym, psychologicznym, testom z dziedziny metaloznawstwa a także testom telepatycznym. W tym czasie byłem ordynatorem Oddziału Paraplegii I w Górniczym Centrum Rehabilitacji Leczniczej  i Zawodowej REPTY w Tarnowskich Górach. Dlatego badania Joasi częściowo odbywały się w REPTACH, gdzie była parokrotnie hospitalizowana, ale także w:
Zakładzie Biofizyki Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu-Rokitnicy pod kierunkiem dr nauk przyr. Andrzeja Franka (w późniejszych latach profesora, kierownika  Zakładu Biofizyki Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach).
Instytucie Psychologii Uniwersytetu Śląskiego, wykonywane przez psychologa, dr Mirosława Harciarka, jednego z pionierów jogi w Polsce i autora metody diagnostyki energetycznej na podstawie badania zjawiska powidoku.
Instytucie Metaloznawstwa i Spawalnictwa Politechniki Śląskiej w Gliwicach pod kierunkiem prof. Klary Cieślak.
W międzyczasie Joasię w jednej ze szkół na terenie Śląska poddano także testom telekinetycznym w wykonaniu zespołu pod kierownictwem redaktorów Anny Ostrzyckiej i Marka Rymuszki, autorów książki poświęconej fenomenowi Joasi pt. Nieuchwytna Siła, założycieli i właścicieli najstarszego miesięcznika w Polsce, jednego z najpoważniejszych na świecie periodyków ezoteryczno-przyrodniczych - Nieznanego Świata.
W otoczeniu Joasi poza konkretnymi eksperymentami, opisanymi w Nieuchwytnej sile obserwowano wiele odmian zjawisk telekinetycznych. Na naszą prośbę dziewczynka lekko pocierając palcami, potrafiła ewidentnie wyginać nie tylko metalowe łyżeczki, łyżki, widelce i noże ale także np. bardzo grube druty wysokiego napięcia, w izolacji i bez, z wygięciem których nie radzili sobie młodzi, zdrowi mężczyźni. Inną, zwykle łatwą dla Joasi umiejętnością było albo zatrzymywanie zegarków elektronicznych i ponowne ich uruchamianie, także ze znacznej odległości albo ich zerowanie. Potrafiła podnosić wskazania termometrów rtęciowych i elektronicznych nawet powyżej 42OC, choć jej ciało w dotyku miało ciepłotę prawidłową.
Różne czynniki zaburzeń energetycznych typu pole elektryczne średniego czy wysokiego napięcia, przejeżdżający w pobliżu pociąg elektryczny ale także nerwowa atmosfera panująca w domu z powodu nie zawsze wzorowego zachowania niektórych członków rodziny były czynnikami prowokującymi zjawiska telekinetyczne.
Joasia na podstawie pogorszenia nastroju, rozdrażnienia czy bólów głowy często z parogodzinnym wyprzedzeniem wyczuwała nadchodzące zjawiska telekinetyczne. Członkowie zespołu badawczego wielokrotnie obserwowali, że nadejście wielu zjawisk paranormalnych poprzedzało uczucie stawania włosów na rękach i nogach zarówno u dziewczynki jak i osób w danej chwili jej towarzyszących. Co jakiś czas poza unoszeniem się włosów z palców rąk i nóg Joasi widać było przeskakujące iskry i słychać wyraźne trzaski, bez problemu nagrywające się na taśmę magnetofonową.
Nie tylko u postronnych obserwatorów ale także u części osób z zespołu badawczego co pewien czas pojawiały się wątpliwości, czy zjawiska telekinetyczne nie są w jakiś sposób powodowane przez dziewczynkę świadomie ale skrycie, ponieważ często dochodziło do nich w momencie dekoncentracji obserwatorów. Wkrótce jednak stało się jasne, że pewne zjawiska występują nawet częściej w trakcie głębokiego snu Joasi, niż na jawie, a zatem nie są one powodowane przez dziecko świadomie.
Parokrotnie członkowie zespołu mieli okazję widywać przejawy telekinezy w otoczeniu Joasi zachodzące z wyjątkowo dużą siłą. Zdarzyło się kiedyś, że siedzące w pokoju lekarskim na wersalce, tuż obok śpiącej Joasi dwie osoby (matka i jeden z członków zespołu) zostały wraz z wersalką uniesione na 1-2 sekundy na wysokość 10-20 cm ponad podłogę. Innym razem, w dniu szczególnie silnych reakcji telekinetycznych siedząca na fotelu obrotowym w gabinecie lekarskim Joasia w obecności dr Franka i mojej, a także krótkiej, gościnnej obecności dyrektora REPT, dr Bogusława Matwina, co chwilę wykonywała nagły, gwałtowny obrót wraz z fotelem, twierdząc, że ona tego nie robi, że dzieje się to samo. Ponieważ mieliśmy co do tego spore wątpliwości, poleciliśmy Joasi aby uklękła na fotelu, siadając na własnych nogach. Ale za chwilę te same gwałtowne obroty fotela kilkakrotnie znowu się pojawiły. Wreszcie zniecierpliwieni, z trzech stron przysiedliśmy się do dziewczynki klęczącej i siedzącej w tej pozycji na własnych nogach i uchwyciliśmy silnie oburącz fotel w przekonaniu, że teraz to już ani drgnie. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy znów pojawiły się podobne, gwałtowne, choć nieco mniej obszerne ruchy, jakby siła je wykonująca niewiele sobie robiła z mocnego uchwytu trzech zdrowych, silnych mężczyzn w sile wieku! 
Na prośbę Joasia umiała odkształcać różne metalowe przedmioty. Wystarczyło, że pocierała je przez kilka minut palcami. Łyżki, widelce i grube druty gięły się jak wosk i zwijały w spirale lub inne fantastyczne kształty.
Ekipa telewizyjna 8 kanału japońskiej telewizji kilkakrotnie instalowała się w mieszkaniu państwa Gajewskich na krótki okres, a następnie na okres kilku dni. Dziennikarze japońscy mieli szczęście: akurat podczas pierwszego ich pobytu latały samoistnie ciężkie przedmioty, ale po nakręceniu wielogodzinnego materiału stwierdzili jednak, że taśma się w ogóle nie naświetliła! Innym razem nowe baterie po paru minutach ulegały całkowitemu rozładowaniu, co dla Japończyków było nie do uwierzenia.
Podczas kolejnych nagrań ekipa z Fuji TV kamerę przezornie przytwierdzała do ściany, a magnetowid wklinowała między szafę i ścianę, a mimo to cały trud poszedł na marne, bo nikt nie zdawał sobie sprawy z mocy działających sił. Gdy rozpętało się psychokinetyczne piekło, podłoga i szafy zaczęły drżeć i niezwykle kosztowny magnetowid... spadł na podłogę!!! W tracie tygodniowego pobytu telewizyjnej ekipy japońskiej, która na ten czas na stałe zainstalowała kamerę, udało się wreszcie podczas jednej z nocy zarejestrować paranormalny start przedmiotu. Taśmę z tym nagraniem przesłano do ekspertyzy fachowców w Tokio, którzy bez wątpliwości stwierdzili fakt paranormalnego startu noża do ryb, który wcześnie znajdował się na butelce do mleka pozostawionej na oknie.
Gdy dziewczynce trzeba było zoperować na wyrostek robaczkowy, obawialiśmy się ją uśpić, ponieważ zjawiska psychokinetyczne nasilały się właśnie podczas snu. Dlatego po dłuższym namyśle zdecydowałem się operować pacjentkę w znieczuleniu miejscowym. Mimo pewnych trudności technicznych, związanych z nietypowym ułożeniem wyrostka, przebieg zabiegu był prawidłowy.
Ale następnego dnia w sali pooperacyjnej, na której leżała Joasia, zaczęły ku przerażeniu innych pacjentek na sali lewitować różne drobne przedmioty, na szczęście nie czyniąc nikomu krzywdy.
Kilka dni później w obecności paru pacjentów i mojej przez korytarz dosyć powolnym ruchem przeleciał drobny przyrząd rehabilitacyjny w postaci zawieszki z grubego drutu w kształcie litery S. Ale w większości przypadków byłem wielokrotnie świadkiem, co potwierdzało także wielu innych obserwatorów, przedmioty poruszały się z ogromną prędkością i w locie były niewidoczne. Najczęściej pojawiał się wtedy głośny dźwięk a w jego pobliżu zauważano przemieszczone różne przedmioty.
W trakcie prowadzonych przez nas badań, mimo, że nie publikowaliśmy ich wyników dochodziły nas słuchy, że fenomenem Joasi interesuje się parę osób bardzo znanych w Polsce, m.in. generał Wojciech Jaruzelski i reżyser Andrzej Wajda.
Pod koniec listopada 1983 roku w REPTACH zaczęły chodzić dyskretne słuchy, że corocznym zwyczajem na Barbórkę na Śląsk wybiera się ekipa partyjno-rządowa z Wojciechem Jaruzelskim na czele, jako I sekretarzem PZPR i premierem rządu. Podobno ma odwiedzić odległy o pól kilometra od REPT Szpital Nr 3 w Tarnowskich Górach. W końcu jednak okazało się, że cala ekipa partyjno-rządowa wybrała się z wizytą nie do szpitala Nr 3, ale właśnie do REPT.  Chyba przez przypadek mnie poproszono o oprowadzanie tej ekipy po całym zakładzie i po moim oddziale paraplegii, na którym w tym czasie przebywała Joasia Gajewska. Ponieważ jednak Joasia w tym czasie była parę dni po operacji wyrostka robaczkowego, na weekend 3-4 grudnia 1983 roku na gorącą prośbę otrzymała przepustkę do domu.  A tego, czy rzeczywiście generał Jaruzelski planował poznać Joasię już się chyba nigdy nie dowiemy.
A telekinetyczne zjawiska wokół Joasi przybierały coraz dziwniejsze formy. Eksplodowały żarówki, wyrywały się ze ścian lustra i umywalki. Co jakiś czas ze słyszalnym drżeniem przesuwała się trzydrzwiowa szafa w domu państwa Gajewskich. Potem z sufitów i ścian nie wiadomo dlaczego zaczęła się lać woda, bo nigdzie nie stwierdzono pęknięcia instalacji wodno-kanalizacyjnej.
Z czasem przedmioty latały coraz rzadziej, aż zjawisko niemal ustało choć, jak niedawno mówiła pani Joanna nie na zawsze.
W październiku 1983 roku po zakończeniu prac zespołu międzyuczelnianego i podsumowaniu wyników przeprowadzonych badań doszliśmy do wniosku, że dalsze kontynuowanie badań bez środków przeznaczonych na ten cel ze szczebla centralnego jest niemożliwe.
Drugim, nie mniej ważnym powodem poszukiwania innych rozwiązań związanych z opieką nad Joasią Gajewską były nadal powtarzające się próby podtrzymywania atmosfery sensacji wokół zjawisk związanych z dziewczynką, uwłaczające godności dziecka i jej rodziców, oraz troska o dalszy prawidłowy rozwój dziewczynki.
            Biorąc powyższe pod uwagę w dniu 27 października 1983 roku wystąpiłem z pismem do Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z prośbą o podjęcie dalszych badań nad dziewczynką. Minister Zdrowia sprawę tę przekazał Departamentowi Profilaktyki, Lecznictwa i Rehabilitacji w sprawie rozważenia celowości objęcia resortowym programem kompleksowych badań fenomenu Joanny Gajewskiej z Sosnowca. Departament uprzejmie poinformował, że sprawę powyższą przedstawił do rozpatrzenia Radzie Naukowej przy Ministrze Zdrowia i Opieki Społecznej.
W/w Departament przesłał kopię pisma Przewodniczącego Rady Naukowej i Doradcy ds. Nauki, prof. Janusza Jeliaszewicza z dnia 6 stycznia 1984 roku do Dyrektora Instytutu Matki i Dziecka, prof. Krystyny Bożkowej. Departament prosił w nim Dyrektora I.M. i Dz. o ścisłe współdziałanie z Instytutem w celu doprowadzenia do końca podjętych obserwacji fenomenu Joanny Gajewskiej.
Jednocześnie Departament podziękował mi za zainteresowanie się omawianą sprawą.
W kilka dni później do rodziców Joasi zadzwoniła z-ca Dyrektora I. M. i Dz. prof. Szotowa, zapraszając Joasię wraz z matką, p. Ewą Gajewską na badania do Instytutu w Warszawie. Matka dziewczynki skłonna była wyrazić zgodę na wyjazd, pod warunkiem, że badania te będą się odbywały z moim udziałem. Matka motywowała to faktem, że dziewczynka dobrze mnie zna i ma do mnie pełne zaufanie. Warto nadmienić, że z powodu wielu przykrych wydarzeń Joasia stała się dosyć nieufna w stosunku do nowo poznawanych ludzi. Ale profesor Szot nie wyraziła na to zgody. W tej sytuacji pani Ewa odmówiła wyjazdu Joasi do Warszawy.
Na początku lutego Dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie prof. Krystyna Bożkowa sprawę badań Joasi przekazała prof. Magdalenie Halickiej, Dyrektor Oddziału Instytutu Matki i Dziecka w Krakowie. Po rozmowie prof. Hanickiej z matką Joasi i ze mną na dzień 10 lutego 1984 roku został ustalony termin badania Joasi w Krakowie przez prof. Hanicką z udziałem dwóch przedstawicieli Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, profesorów Jerzego Habera z Instytutu Katalizy i Fizykochemii Powierzchni PAN i prof. Andrzeja Hrynkiewicza, Dyrektora Instytutu Fizyki Jądrowej w Krakowie i Instytutu Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz przez mgr inż. Grzegorza Zapalskiego z Instytutu Fizyki w Krakowie.
Dla wiernego oddania przebiegu tego eksperymentu, in extenso przytaczam treść pisma tej grupy badawczej z dnia 18 lutego 1983 roku, skierowanego do prof. Krystyny Bożkowej:    
W związku z pismem Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej w sprawie oceny doniesień zawartych w liście dr Eustachiusza Gaduli, dotyczących zjawisk bioenergetycznych, występujących u dziewczynki Joanny Gajewskiej komunikujemy co następuje:
1.W dniu 10 lutego br. przeprowadzony został w Instytucie Fizyki U.J. eksperyment, w którym badana dziewczynka doprowadziła kilkakrotnie przez pocieranie palcami prawej ręki do wygięcia łyżeczek z nierdzewnej stali. Natychmiast po wygięciu łyżeczki nie wykazywały podwyższonej temperatury. Niezależne próby wykluczają możliwość mistyfikacji polegającej na wygięciu przedmiotów pod wpływem nacisku.
W czasie całego eksperymentu prowadzono badania fizykalne i monitorowanie częstości oddechu i tętna, jak również detekcję ew. pól magnetycznych i pól mechanicznych. Zjawisku wyginania przedmiotu towarzyszyło znaczne przyspieszenie oddechów do 30-40/min. W ciągu całego trwania eksperymentu (3 godziny) obserwowano arytmię tętna i oddechu. Nie zaobserwowano wyraźnych zakłóceń pól magnetycznych.
 2.Opisane wyżej wyniki eksperymentów wykazują, że mamy do czynienia ze zjawiskiem oddziaływania organizmu żywego na otaczające go przedmioty, nie dającego się interpretować na gruncie znanych zjawisk fizycznych.
Wydaje się, że zjawisko jest interesujące i powinno stać się przedmiotem specjalnych badań. W związku z powyższym proponujemy uruchomienie interdyscyplinarnego tematu badań, w ramach którego przeprowadzone zostałyby doświadczenia zmierzające w I etapie do fenomenologicznego opisu prawidłowości rządzących tym zjawiskiem, a w dalszych etapach – do wyjaśnienia mechanizmu zjawiska. Temat ten mógłby być finansowany w ramach problemu węzłowego lub międzyresortowego, koordynowanego przez Instytut Matki i Dziecka.
Zaznaczamy, że warunkiem rozpoczęcia systematycznych badań musiałoby być uzyskanie pisemnego zobowiązania rodziny o współpracy z zespołem badawczym.
Podpisy czterech w/w członków zespołu badawczego.
Jako uzupełnienie tego eksperymentu chciałbym dodać, że podczas jego trwania, prof. Hanicka  obserwując monitoring pracy serca i układu oddechowego Joasi parokrotnie była mocno zaniepokojona niebezpiecznie wysoką częstością oddechów czy akcji serca, ale uspokajałem ją, prosząc aby liczyła oddechy Joasi i manualnie badała częstość tętna. Co jakiś czas obserwowaliśmy niemal dwukrotnie wyższe wskazania przyrządów, w stosunku do liczonych oddechów i manualnie badanego tętna. Podobne zjawisko co pewien czas obserwowaliśmy od początku badań nad fenomenem Joasi.
            W dniu 5 marca 1984 roku prof. Magdalena Hanicka przesłała mi kopię protokołu badań przeprowadzonych w Krakowie z krótkim pismem przewodnim następującej treści:   Wielce Szanowny Panie Doktorze, w załączeniu przesyłam protokół badań Joasi Gajewskiej. Mam nadzieję, że dalej będziemy współpracować. Łączę pozdrowienia prof. dr hab. Med. Magdalena Hanicka.
 I to był ostatni mój kontakt z Warszawą i Krakowem w sprawie fenomenu Joasi Gajewskiej. Kraków był szczerze zainteresowany dalszymi badaniami dziewczynki i otwarty na współpracę, ale sprawa utknęła w Warszawie, prawdopodobnie w Instytucie Matki i Dziecka ale chyba przede wszystkim w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej, które w tamtych latach decydowało o wszystkim.
Jednak najbardziej trudne do uwierzenia i zrozumienia zjawisko pojawiło się w 1985 roku. Podobno zdarzało się i wcześniej, ale tylko rodzina była jego świadkiem. Tymczasem na początku roku 1985 Joasia Gajewska znalazła się na kolejnej obserwacji w Akademickim Centrum Rehabilitacji w Zakopanem, którego dyrektorem byłem w tym czasie. Przygotowaliśmy jej specjalny pokój, w którym w trosce o bezpieczeństwo dziewczynki wszystko było solidnie przymocowane do podłogi i ścian, a na wierzchu nie leżały żadne drobne przedmioty. Przez pierwsze dni co jakiś czas nie wiadomo w jaki sposób mimo starannie zamkniętych podwójnych drzwi, w pokoju Joasi zaczęły pojawiać się drobne przedmioty, najczęściej blaszane przykrywki puszek instalacji elektrycznej z korytarza, wcześniej znajdujące się tam ponad 3m nad podłogą.
W parę dni później, w dniu 28 stycznia 1985 roku nastąpiło apogeum paranormalnych zjawisk telekinetycznych, i to przy wielu świadkach. Nie tylko zaczęły przemieszczać się o wiele większe, dobrze umocowane przedmioty, jak dosyć duża i ciężka umywalka ceramiczna czy prawidłowo zainstalowany kran. Rankiem pewnego dnia podczas odprawy personelu administracyjnego w gabinecie dyrektora nagle na II piętrze ACR, gdzie mieścił się gabinet dyrektora i pokój Joasi dał się słyszeć głośny krzyk przerażenia. Tym razem pojawiło się nie tylko samoistne przemieszczanie większych przedmiotów ale także przenikanie ich przez grube mury lub podwójne drzwi. Zaintrygowany krzykiem po wyjściu z gabinetu zobaczyłem na korytarzu w pobliżu pokoju Joasi spore grono mocno wystraszonych osób, pracowników i pacjentów. Przełożona pielęgniarek Krystyna Kolak stała właśnie pod zamkniętymi drzwiami pokoju Joasi. Naprzeciw łazienkę sprzątała salowa Maria Wojtaś-Opiela. Przed chwilą przełożona poleciła jej wymyć lustro, które wisiało nad umywalką, przytwierdzone śrubami do ściany. W tym momencie osoby przebywające na korytarzu usłyszały wielki huk w pokoju dziewczynki. Krystyna Kolak otworzyła drzwi, przez które w jej kierunku jak liście na wietrze w powietrzu wirowały odłamki szkła, które ją atakowały. Przerażona szybko zamknęła drzwi. Za chwilę wszedłem do pokoju Joasi. Dziewczynka siedziała na łóżku. Na podłodze leżały odłamki lustra i płyty paździerzowej, na której lustro było osadzone. W tym samym momencie z łazienki salowa krzyczy, że tu nie ma lustra, które miała umyć. Czyżby wyparowało? Okazuje się, że coś wyrwało to lustro łazienkowe, ale już rozbite, razem z płytą paździerzową i przemieściło przez ścianę łazienki i drugą ścianę (lub zamknięte, podwójne drzwi do pokoju Joasi!!!
Przenikania się mnożą: do pokoju Joasi przeniknęło lustro z wyższego piętra,
lampki z sąsiednich pokojów, sztućce, kubki i szklanki, szyba z klatki schodowej, klucz z zamkniętej szafki w dyżurce, żarówka z lampki zamkniętej na klucz w szafeczce. Po takich wydarzeniach dziewczynka była wyjątkowo osłabiona i senna. Bolała ją głowa, niekiedy dostawała wysokiej gorączki.
Naukowcy mają różne hipotezy na ten temat. Wszystkie takie zjawiska są zawiłe i ciągle jeszcze niesprawdzalne. Najogólniej można powiedzieć, że organizm dojrzewających dziewcząt i chłopców
w największym stopniu wytwarza dodatkowe, a nieznane nauce, energie (Joasia, kiedy te zjawiska zaczęły się wokół niej pojawiać miała 13 lat). W niektórych przypadkach są one tak potężne, że zaburzają istniejące wokół nas pola, na przykład pole grawitacyjne. Większość znanych psychokinetyków zatraca właściwości po okresie dojrzewania. 
A jak wytłumaczyć przenikanie przedmiotów przez przeszkody? Coraz powszechniejsze jest przekonanie, że dzieje się to na skutek przechodzenia pewnych przedmiotów w  stan plazmowy, dla którego nie ma przeszkód. Z pewnością dalszy postęp nauki w najbliższej przyszłości udzieli nam odpowiedzi na ten temat.
            Obszerne informacje związane z fenomenem Joasi Gajewskiej znalazły się w jednej z najpoważniejszych w skali świata pozycji na temat parapsychologii, w książce Richarda S. Broughtona pt. Parapsychologia, nauka kontrowersyjna.  Autor na stronach 239 – 246 omawia najbardziej spektakularne wydarzenia do jakich doszło w otoczeniu dziewczynki, z przenikaniem przedmiotów przez ściany w Akademickim Centrum Rehabilitacji w Zakopanem włącznie.
            O ile co do zainteresowania generała Wojciecha Jaruzelskiego fenomenem Joasi Gajewskiej nie mamy pewności, to nie ulega wątpliwości, że zjawisko to nie tylko śledził z uwagą Andrzej Wajda, ale nawet wysłał w tej sprawie do Zakopanego swoją asystentkę, wschodzącą gwiazdę polskiej reżyserii filmowej, córkę przyjaciela Jana Pawła II, panią Teresę Kotlarczyk na wywiad ze mną w związku z planowanym scenariuszem filmu poświęconego Joasi i pracy naszego zespołu. Jak mi powiedziała pani Teresa, był już nawet pierwszy zarys scenariusza, w którym moje nazwisko zostało zmienione na doktor Sońta. Jednak po dwudniowych rozmowach na ten temat w Akademickim Centrum Rehabilitacji w Zakopanem pani reżyser wyjechała i słuch po niej zaginął.
To, co działo się nadal wokół Joasi Gajewskiej przez następne trzy lata zostało zawarte w książce „Nieuchwytna siła” autorstwa Anny Ostrzyckiej i Marka Rymuszki, która stanowi relację z frontu działania zadziwiającej (a wręcz  niewiarygodnej) jak mówił tytuł, nieuchwytnej siły, która koncentrowała się wokół kilkunastoletniej dziewczyny, Asi Gajewskiej. 
A Joasia ukończyła szkołę pielęgniarską i pracuje w swoim zawodzie. Wyszła za mąż, jest szczęśliwą żoną i matką dwojga dzieci.

7 komentarzy:

  1. Nieprawdopodobne!
    Mam rozumieć,że wszystko się unormowało,ustąpiło
    i Joasia funkcjonuje normalnie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Co pewien czas nadal pojawiają się zjawiska telekinetyczne w postaci samoistnego przesuwania się największych mebli w mieszkaniu w Czeladzi lub niespodziewanie z sufitu zaczyna przeciekać woda, mimo, że nie biorą w tym udziału sąsiedzi z wyższych pięter.
    Eustachiusz/ekodoktor@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli zjawiska nie ustały ? Czy są one w tej chwili związane z Panią Joanną czy też niezależnie od niej ?

    Rafał

    OdpowiedzUsuń
  4. 🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞🔞

    OdpowiedzUsuń
  5. Chodziła do Szkoły Podstawowej Nr 1 w Sosnowcu.Filmowała ją polska telewizja a potem japończycy.Uczęszczałem z nią do tej samej szkoły. Polska telewizja zrobiła o niej program gdzie wystąpił mój wujek który pracował w Sostalu razem z kimś od jej rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, robię reportaż na ten temat. Czy mogę się z Panią/Panem jakoś skontaktować? Pozdrawiam serdecznie.
      Michał

      Usuń
    2. Ja przetlumaczylem "Nieuchwytna sile" na jez. angielski w 1989 r. z ustnej zgody autorow. Sam obserwowalem dwa razy, jak Joasia Gajewski zgiela dwie stalowe lyzeczki, rozmawialem z innymi swiadkami jej zdumiewajacych wlasciwosci. Nadal szukam wydawcy dla swojej angielskojezycznej wersji. Moje dane kontaktowe: Joeldecostern@gmail.com

      Usuń